11 stycznia 2015

...

,,Spotkali się przypadkiem. Ona – sprytna, nieufna, niedostępna. Z dużym dystansem do siebie, do innych, talentem do przyciągania kłopotów, z którymi musiała radzić sobie sama. On – pewny siebie, opanowany, tajemniczy. Niebezpieczny, igrający z ogniem z czystego zamiłowania do ryzyka, które znał lepiej, niż ktokolwiek inny. Oboje stanowili duet, tak inteligentny, tak cwany… przebiegły wręcz, tak niesamowicie doskonały. Dlatego nie mogli ze sobą być.
Ten jeden dzień zmienił wszystko. Miało być dobrze. Miało być nareszcie dobrze. Ile razy ona słyszała: „Będziemy w końcu razem.” Ile razy on mówił: „Już nic Nas nie rozdzieli.” Ile słów padło na wiatr tamtego poranka, ile razy uśmiech wymalował się na ich twarzach. I nastało popołudnie.
Poszedł sam. To było dziwne, zawsze brał ze sobą obstawę w takich chwilach – ona wiedziała, że to poważniejsza sprawa i to właśnie to, tak bardzo ją niepokoiło. Z kim się umówił? Po co? – nikt nie wiedział. Rozegrał to wszystko w tajemnicy.
– Wyszedł piętnaście minut temu. – Zadzwoniła do jego najlepszego przyjaciela ze złudną nadzieją, że jej pomoże. – Wiesz dokąd poszedł?
– Martwisz się?
– Tak, jak cholera.
– Za pięć minut będę pod Twoim domem.
Powiedział przyjacielowi, gdzie będzie. Czyżby przewidywał, że coś może pójść źle? Ale czy przewidział, że ona przyjdzie z Nim? Oboje dotarli na właściwe miejsce, ale już za późno. Leżał na zimnym chodniku, gdzie świeża krew tworzyła niemalże ocean wokół niego. Chłodny, jesienny wiatr ucichł, gdy ona go ujrzała, a ponure chmury zebrały się nad nimi. Rzuciła się na kolana obok niego, splotła swoje ciepłe dłonie z jego, bladymi i zimnymi jak marmur dłońmi.
– Jesteś tu. – Powiedział słabym głosem, ale jego oczy były spokojne.
Jej łzy płynęły strumieniami. Nie mogła się opanować. Wiedziała, że ostatni raz słyszy jego głos. Ostatni raz czuje dotyk jego rąk. Ostatni raz patrzy mu w te głębokie oczy i, że jest to już ich ostatnia, wspólna chwila.
Obok kałuży jego krwi, wylanej z ran zadanych nożem, powstała kałuża wody z jej gorzkich łez. Nie była w stanie wypowiedzieć do niego nawet słowa, nie była w stanie myśleć, nawet się ruszyć. Była mokra od płaczu, trzęsła się, a słabnięcie jego głosu z każdą chwilą potęgowało jej rozpacz.
– Zawsze będę Cię kochał. Ale obiecaj mi, że nigdy, nic sobie nie zrobisz.
– Obiecuję. – Wydukała, a on chwilę później zamknął swoje oczy na zawsze.
Nawet w momencie śmierci był cwańszy od niej. Ona teraz, chociażby chciała do niego dołączyć – nie może. Złamałaby wtedy obietnicę. A miłość jej na to nie pozwala.”
(Opowiadanie by Spider )

2 komentarze:

  1. No także... widzę, że nowy blog razem z szablonem działa i git. :D
    Powodzenia dziewczyny!

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak wreszcie działa i nie dziękujemy na razie :D

    OdpowiedzUsuń